wymyślał to, co widzieliśmy, a co naśladowali późniejsi reżyserzy. Nawet jednak przekalkowany potem ten reżyser, w tym filmie zachwyca, np. wspaniałymi dialogami, które mogłyby obdzielić kilka "Bondów", np.wspaniałymi zdjęciami, taką grą z widzem, bo kamera jest jak umiejętny mistrz-gawędziarz czasem coś ukrywający, czasem wyprzedzający bieg zdarzeń. Sam scenariusz świetnie napisany - np.jak ciekawie pokazane było to oczekiwanie przy szosie, gdy nieznajomy minimalnie wyprzedził swoją uwagą o samolocie bieg zdarzeń. A Eva Marie Saint bije na głowę kilka(naście?) pań Bonda i z pewnością ma ciekawszą, odpowiedniejszą do tej roli urodę niż pomnik urody, planowana do tej roli Sophia Loren.