Możecie narzekać, ale powiadam wam, że takiego filmu Sci-Fi nie widziałem od co najmniej 24 miesięcy. Doskonałe połączenie fabuły i efektów. Nie dajcie się nabrać malkontentom i idźcie na to w ciemno, bo choć efekt 3d marny, fabuła rekompensuje. Na pewno nie jest to głupia rąbanka z kosmicznymi potworami, ale epicka i rozbudowana opowieść o odnalezieniu sensu życia, który się zagubił wraz ze śmiercią żony i dziecka.
PS. Jak na Disney zaskakująco dużo brutalności i nawet polała się niebieska krew oraz odcięte głowy kosmitów upadły na powierzchnię marsa.
Zgadzam się. Pisałam już to kilka razy, ale film jest genialny i na podstawie powieści, która była inspiracją dla "Gwiezdnych wojen" czy "Avatara". Powieść mojego dzieciństwa:)
Zgadzam się! Z tym że nie mam nic do zarzucenia efektom w 3D. Mi się bardzo podobały. Nawet momentami czułam jakbym tam była. Jestem tak zadowolona, że chętnie bym poszła drugi raz :P
Ja tam nie wydałbym ćwierć stówki po raz drugi, ale magia kina to rzeczywiście prawda :) Chociaż w sumie te złe wrażenia z efektami to może z powodu moich okularów korekcyjnych.
Ale co cię obchodzi, że film rozrywkowy i że nic do kina nie wnosi? To biznes po prostu.
Biznesem to są "Transformersy". Za ten film wziął się reżyser, który nawet do bajeczki o robocie potrafił tchnąć duszę, więc o to, że nic nie wnosi się nie martw, bo osoby inteligentne na pewno to zrozumieją przesłanie.
Ty mi nie musisz mówić kim jest reżyser - WALL-E jest moim ulubionym filmem ;). Talent talentem, ale w przypadku takich filmów więcej do powiedzenia mają producenci niż reżyser, więc nie spodziewam się wiele, poza sprawnie opowiedzianą historią. No i recenzje mało optymistyczne.
Głupim kinem to jest "ciacho". Tu mamy do czynienia z historią człowieka , który stracił sens życia na ziemi i dzięki zbiegowi okoliczności odnajduje go na innej planecie, gdzie jest potrzebny i znajduje szacunek, uznanie oraz co najważniejsze, czyli miłość. To nie jest głupie kino, ale jeżeli tak uważasz szanuję to. Ja osobiście wolę mądre historie nieważne czy będzie to "Nawet deszcz" czy "John Carter".
Ojej, stracił sens itp. Może temat niegłupi, ale nudnie opowiedziany i mało przekonująco, zbyt prosto tzn. podany na tacy, bez angażowania widza we wczucie się w sytuację.
To był stary wpis. Teraz zmądrzałem i trochę zmieniłem zdanie nt. tego filmu. Nie aż tak bardzo, ale i tak moje xdanie zmieniło się na tyle, że nie będę podejmował dalzej dyskusji na ten temat.
przydałoby się byś i Ty równiez dorósł. to, ze Ciebie cos nudzi to juz jest twój problem i nie zrzucaj winy na innych. masz pecha, że nie zdarza Ci się przezyc przygody w związku z wyświetlanym filmem, ale czemu inni mają z tego powodu cierpieć?
filmy sa powielane i dobrze, bo nie zawsze pierwotna wersja trafia do kazdego widza i co za tym idzie nie każdy ma z niego radochę. poza tym powielona fabuła to szansa na poprawienie błędów poprzedników i stworzenie lepszego filmu.
ps. nie wiem jaka trzeba miec "wadę wzroku", by byc takim przeciwnikiem efektów specjalnych.
ps2.powiedz mi policzyłeś może ile rocznie do kin wchodzi filmów, w których fabuła wyglada jak w JC?
ps3. skąd wiesz ile lat mają tu piszący o chodzących do kina nie wspomnę?
Ale co cię do ciężkiej cholery obchodzi, że ktoś to chce oglądać? Czy ty płacisz za jego bilet? Nie! Więc się odchrzań.
Doprawdy, to tak jakbym ja nie mógł znieść ludzi lubiących truskawki.
Nic mnie to nie obchodzi, przecież widzę że nie ma tu z kim pogadać, żadnych argumentów. Nawet żadnego kino maniaka, bo Ci chociaż są obczajeni w filmach, tylko masa która w TV zobaczyła reklamę i jak stado baranów pobiegła do kina.
Ale odpuścić nie możesz i piszesz w każdym temacie :P.
Przeczytałem książki, do pomysłowości których nie umywa sie 99% produkcji hollywoodzkich, oraz obejrzałem filmy, które również zostawiają JC daleko w tyle. Ale naprawdę nie samymi ambicjami kino się kręci, więc nie widzę powodu by aż tak hejterować :P.
Akurat do kina chodzę często i regularnie i na kinie się znam i śmiało mogę powiedzieć, że JAM JEST KINOMANIAK
Tak oczywiście a świstak siedzi i...., każdy kto często chodzi do kina zauważy pewną dziurę w którą kino wpadło. Wystarczy cofnąć się w czasie i porównać kino 2 lata temu a teraz. Co zauważymy? - brak pomysłów. Nie mam pojęcia czy to jest celowe działanie, ale dlaczego teraz filmy muszą być poprawnie politycznie jak kreskówki na cartoon network?
Wiadomo, kto co lubi, rzecz gustu, zawsze i wszędzie będzie ktoś kto pochwali i drugi który będzie narzekał. Osobiście również byłem oczarowany filmem, efekty specjalne bardzo dobre, wszystko było jak prawdziwe, dobry pomysł,
czułem radość i smutek pod koniec, więc film był naprawdę dobry skoro opanował moje uczucia. Nie można filmu porównywać do innych bo to głupota, każdy film jest inny i ma inne przesłanie, nie zbaczajmy z tematu. Piszemy o Johnym Carterze i tylko o nim, tak powinno być a rozpoczynać dyskusję a widać co niektórzy nie potrafią powstrzymać się od marudzenia w sieci. Polecam film i liczę na drugą część, chciałbym zobaczyć jak wrócił i jak go przyjęli, co się działo dalej.
"John Carter" to świetny film i z przyjemnością wydam jeszcze raz pieniądze na bilet. Nie wniesie nic mądrego do mojego życia ani nie nada mu nowego sensu, ale przyjemnie oderwie mnie od codzienności. Po to ten fim jest.
zgadzam się, że film jest wspaniały i byłam dziś pierwszy raz, ale chętnie poszłabym kolejny raz ;-)
10/10, czyli dokładnie to czego oczekuję od takiego typu filmu -- stymulowania wyobraźni
Trzeba mieć wyobraźnię naprawdę ubogą, polecam czytanie więcej książek a nie siedzenie przed TV i oddawanie się tępej videokracji, po takim zabiegu nawet gargamel z papą smerfem stymuluje wyobraźnią i to zaręczam bardziej niż ten tandetny film, nie wierzycie oglądnijcie starą bajkę, a nie bełkot!
zgadzam sie wyszedłem z kina durniejszy o 2 h biedniejszy o 30zł i nadal niewyspany... trailery przed filmem byly ciekwasze nz on sam...
Ten człowiek miał naprawdę talent i świetne pomysły. Tak, jest ciekawszy, wspaniała, archaiczna fabuła.
ten film to słabizna... nie czytalem ksazki, ale jezeli jest tak slaba jak film to nie dziekuje... niektore sceny poprostu parskałem śmiechem najlepsza postacia w filmie jest kosmiczny pies to chyba mowi samo za siebie...
Momentami rzeczywiście przynudza, zwłaszcza sceny pałacowe, gdzie dramaturgia i scenografia przypominają stare filmy o Kleopatrze lub "Ben Hura". Fatalnie dobrana rola żeńska, kobieta gra dość sztucznie i przypomina z wyglądu Shazzę. Irytujące wstawki patriotyczne z amerykańskim salutowaniem przez kosmitów. Pomimo paru niedociągnięć film zapewnia jednak dobrą rozrywkę. Świetne sceny akcji, ciekawa fabuła (to zapewne zaleta książki), są wzruszające momenty. Wszystko ma swoje uzasadnienie, a nie jest przedstawione w ten sposób, że wystarczyło, aby główny bohater jedynie ruszył palcem, a już zbawił kosmiczne światy (wyjaśnienie wyjątkowych możliwości Johna na obcej planecie). Pomysłowe postacie kosmitów, w tym, jak ktoś już wspomniał najlepszy jest kosmiczny piesek, ciekawe rozwiąznia technologiczne. Generalnie film bije na głowę "Avatara". Technologia 3D rzeczywiście wypada lepiej na reklamach, niż na filmie, ale do obejrzenia zachęcam i wydanych pieniędzy nie żałuję.
Zgadzam się z powyższym, film jest ogólnie bardzo fajny, choć można w nim znaleźć parę minusów, jak wszędzie...
Jeśli juz chcecie kwalifikować ten film do Science-Fiction to ja bym utworzył pojęcie "familijnego science-fiction". Prawdziwe S-F to np. Blade Runner, Alien, Minority Report, Solaris i nadchodzący Prometheus. A Cartera to bym raczej ze Star Warsami czy widział. To nie jest s-f sensu stricto to opowieść dla całej rodziny ubrana tylko w rekwizytorium SFowe.
To raczej podróżniczo przygodowy w settingu SF. Moim zdaniem siłą SF jest to, że interesująco modyfikuje inne gatunki, jak tutaj. Zaś przytoczone przez ciebie klasyki hard SF to klasa sama dla siebie. Chociaż Prometeusz... to dobry film SF ale fatalny Alien.
Co mi się nie spodobało to zmiana przeszłości głównego bohatera. Oczywiście Carter musiał być byłym oficerem dobrej Unii, a nie jak w książce "złej" Konfederacji. Zmiana zgodna z duchem obecnego czasu, z pominięciem faktu, że Carterowie to nazwisko raczej z Południa ówczesnych Stanów.
Ale przecież w filmie pada, że Carter był oficerem Konfederacji, dlatego m.in. tak się nie lubił z płk Powellem. No i kluczowe jest to, że pochodził z Wirginii, zatem z Południa.
Faktycznie coś mi się poplątało, pewnie dlatego. że za pierwszym razem oglądałem po łebkach.
Wspaniała opowieść w konwencji baśni. Opowieść o byciu mężczyzną i szukaniu siebie. Cudowny, archaiczny ryt. Od strony wizualnej - klasa sama dla siebie. Wszystko wygląda jak w pięknych jak nic na świecie widowiskach z lat 50, widać dialog z tamtą wielką epoką w rozwoju kina, monumentalizm, duch pewnego spojrzenia na starożytność. Zdjęcia, które zwalają z nóg... Piękno w czystej postaci. Kocham ten film.