Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Cofam+to+s%C5%82owo-118854
GORĄCZKA ZŁOTA

Cofam to słowo

Podziel się

Dla osób, które nigdy nie miały styczności z terapią, dokument Łozińskiego będzie zaskoczeniem.

W nowym cyklu felietonów Jakub Socha poszukuje – w kinie polskim i nie tylko – złota. Jako że nie wszystko złoto, co się świeci, a obietnice złotych gór to specjalność filmowców, będzie próbował aż do skutku.

***

W dokumencie Łozińskiego nie ma łatwych rozwiązań, de Barbaro jest szczery do bólu, nie daje się porwać chwili, czasami nawet wyhamowuje entuzjazm pacjentek, które po jakimś czasie myślą, że teraz już pójdzie z górki. 



"Kupcie sobie słowniki, a może oszczędzicie na psychiatrach" – takiej rady udzielił swego czasu Josif Brodski amerykańskim studentom, którzy za chwilę mieli zacząć dorosłe życie poza murami uczelni. Te grube i nieporęczne książki miały pomóc im nauczyć się jak najpełniej i jak najlepiej wyrażać to, co kłębi się ich głowach. "Uczucia, niuanse, myśli, spostrzeżenia, które pozostają nienazwane, niewyrażone bądź niezadowolone z przybliżonych określeń, tkwią zdławione w człowieku i mogą doprowadzić do eksplozji psychicznej lub do implozji" – przestrzegał absolwentów Uniwersytetu Michigan rosyjski poeta i eseista.

"Cofam to słowo" – przerywa nagle swoją wypowiedź profesor Bogdan de Barbaro w jednej z kluczowych scen filmu Pawła Łozińskiego "Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham", pokazywanego niedawno w trakcie festiwalu Nowe Horyzonty (pod koniec września wejdzie do kin). Po chwili znajduje nowe określenie, które lepiej opisuje to, co się dzieje między Hanią i Ewą – dwudziestokilkuletnią córką i jej matką, które przyszły do niego na terapię. Film jest skróconym do 80-minut zapisem ich spotkań z de Barbaro. Trzy postacie na trzech krzesłach filmowane w bliskich planach: zraniona córka, obok niej zraniona matka, na przeciwko – terapeuta, który prowadzi dwie kobiety przez morze słów.

"Mówcie do mnie" – prosi grzecznie de Barbaro. Niby prosty komunikat, ale wszystko zmienia. Chciałoby się przecież, skoro jest okazja, spojrzeć w oczy komuś, kto zrobił nam coś złego, i wreszcie wygarnąć mu wszystko to, co ślina przyniesie na język. Zamiast tego zostaje się zmuszonym do grzebania w sobie, uważnego dobierania słów i dzielenia się nimi z obcym człowiekiem, któremu jeszcze trzeba będzie za to zapłacić. "Nie, to za mocne, poszukajmy może innego określenia", wtrąca się co jakiś czas terapeuta, czym rujnuje nasze wyobrażenia o sile freudowskiego przejęzyczenia, podważa dość powszechne przekonanie, że prawda tkwi w tym, co pierwsze przychodzi na myśl, tym, co się ulało pod wpływem emocji. Nawet tytułowe zdanie – "nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham" – które wypowiada w jednym z dramatyczniejszych momentów filmu matka do córki, nie usypia czujności terapeuty. Choć pewnie nie traktuje go jako fałszywki, bo niby czemu; widzi w nim zakłócenie równowagi: próbę przerzucenia ciężaru na dziecko. Zwraca się więc do zalanej łzami, wyraźnie poruszonej matki: spróbujmy może inaczej.

Dla osób, które nigdy nie miały styczności z terapią, dokument Łozińskiego będzie zaskoczeniem – wychodzi na to, że niekoniecznie wygląda ona tak, jak to pokazują filmy Allena. Że jest to jednak coś innego niż nowoczesna forma spowiedzi dla mieszczuchów, w której zamiast odmawiać pacierz w ramach pokuty, po prostu płaci się za wizytę.
Jakub Socha
Dla osób, które nigdy nie miały styczności z terapią, dokument Łozińskiego będzie zaskoczeniem – wychodzi na to, że niekoniecznie wygląda ona tak, jak to pokazują filmy Allena. Że jest to jednak coś innego niż nowoczesna forma spowiedzi dla mieszczuchów, w której zamiast odmawiać pacierz w ramach pokuty, po prostu płaci się za wizytę. Że terapeuta to jednak nie szarlatan lub szaman, który nabija kabzę, wmawiając zdesperowanym nieszczęśliwcom, że to tylko "kompleks Edypa" i że na wszystko najlepiej pomaga szklanka wody z miodem i cytryną na czczo o poranku. W dokumencie Łozińskiego nie ma łatwych rozwiązań, de Barbaro jest szczery do bólu, nie daje się porwać chwili, czasami nawet wyhamowuje entuzjazm pacjentek, które po jakimś czasie myślą, że teraz już pójdzie z górki.

Ten gładko ogolony siwy facet po pięćdziesiątce potrafi jakimś cudem przebić się zarówno przez nieufność matki i córki, jak i widza. W jednej ze scen prosi córkę, żeby porozmawiała ze sobą sprzed kilkunastu lat. Słuchając tej prośby ani przez chwilę (no może przez chwilę) nie zapala się człowiekowi w głowie czerwona lampka z napisem: oho, zaraz będzie przytulanie drzew, bo już wiadomo, że nie o zaklęcia tu chodzi ani o łatwe pocieszenie i drogę na skróty. Chodzi o język, o słownik, o rozmowę. Prowadzoną pod okiem kogoś, kto po prostu wie, jak się ją powinno przeprowadzić, kogoś, kto jest przeciwieństwem większości dokumentalistów – kto nakłania, żebyś opowiedział mu swoją historię, ale gdy skończysz, nie zostawia cię samego jak palec.

Paweł Łoziński zrealizował film jako odpowiedź na swój poprzedni projekt ("Ojciec i syn"), w którym zafundował sobie i ojcu, Marcelowi Łozińskiemu, psychoterapię przed kamerą, tyle że bez psychoterapeuty, co skończyło się małą katastrofą. Tym razem, żeby nie łamać tajemnicy terapii, musiał wytyczyć ścieżkę dookoła: nie chcę zdradzać o co dokładnie chodzi, ale powiedzmy enigmatycznie, że reżyser i jego bohater nie naruszyli granic etyki żadnej z profesji - ani dokumentalisty, ani psychoterapeuty. Efektem tej strategii jest uderzająca uniwersalność filmu. Koniec końców zaczynamy się zastanawiać: czy czasami nie jest tak, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku? Może to, co kisimy w środku, nie jest wcale aż tak wyjątkowe? 
5